piątek, 11 stycznia 2013

O miłości do reportaży


               Witam Wszystkich po dość długiej nieobecności. Okres świąteczno-noworoczny zdecydowanie nie sprzyja jakiejkolwiek pracy, wybija z wszelkiego rytmu i rozleniwia. Na mnie niestety też tak podziałał. Dopiero od kilku dni drastycznie wracam do mojej rzeczywistości. Nie oznacza to jednak, że cały miesiąc, w czasie którego do Was nie pisałam – nie czytałam. Przeciwnie, udało mi się przeczytać dwie książki. Jedną dłuższą, drugą krótszą. Jedną wspaniałą, drugą zdecydowanie niewartą uwagi.
Pamiętacie jak pisałam Wam, że z uwagi na zimę za oknem, zabiorę się za czytania „Lata miłości”? Zabrałam się i nawet przeczytałam do końca tą książkę, ale tylko dlatego, że nienawidzę nie kończyć rozpoczętych lektur.

Przedstawiona historia nie jest zbyt oryginalna, ale to nie jest właściwie moim głównym zarzutem. Najgorsze jest to, że napisana jest bardzo nudno, bez konkretnej akcji, punktu kulminacyjnego czy dobrych dialogów, które by mną poruszyły. Czasami książka warta jest przeczytania choćby dla kilku pięknych sentencji, które mogą być drogowskazem dla naszego życia. W tej niestety nie znalazłam niczego i bardzo mnie to rozczarowało.
Przedstawię po krótce. Ellie to dziewczyna, która wychowywała się w przyklasztornym sierocińcu. W pewnym momencie swojego życia podejmuje pracę na farmie u sporo starszego od siebie wdowca. Niedługo potem, właściwie z niewiadomych przyczyn, wychodzi za niego za mąż. Dillahan – współmałżonek Ellie, ciągle cierpi po stracie pierwszej żony. Dziewczyna jest wystawiona na ciągłe porównania ze zmarłą poprzedniczką. Jej życiem rządzi schemat i przyzwyczajenie. Wszystko zmienia się, kiedy pewnego dnia dziewczyna spotyka na swojej drodze intrygującego nieznajomego. Pomiędzy Ellie a przybyszem wybucha gwałtowne uczucie. (Choć na moje oko słowo ‘gwałtowne’ nie jest tu chyba zbyt trafione) Florian – nieznajomy przyjezdny, nie zdradza jednak swojej ukochanej, że wkrótce emigruje. Ellie nie chce oszukiwać męża, ale nie potrafi zakończyć letniego romansu…
W całości lektury ciekawe było dla mnie jedynie zapoznanie się z irlandzką rzeczywistością, w której toczyła się akcja. Niestety nie polecam Wam lektury „Lata miłości” i nie dodam chyba już do tego nawet pół zdania.  
        
      Bardzo gorąco polecam Wam za to drugą książkę, z którą miałam niewątpliwą przyjemność zapoznać się w tym luźniejszym czasie. Nie ukrywam, że był to bardzo trafiony prezent gwiazdkowy, który bezsprzecznie podniósł wartość mojej prywatnej biblioteczki. Mowa o „20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła”. Z czystym sumieniem będę proponowała każdemu przeczytanie tej antologii. Nawet tym, którzy na co dzień nie są miłośnikami literatury faktu. Zbiór Szczygła zawiera 27 reportaży wybitnych polskich twórców tego gatunku. Teksty te publikowane były wcześniej w dodatkach do „Gazety Wyborczej” czy w „Polityce”. Znajdziecie tam reportaże między innymi: Wojciecha Tochmanna, Witolda Szabłowskiego, Jacka Hugo-Badera, Lidii Ostałowskiej, Mariusza Szczygła itd.
               Nie czuję się na tyle mądra żeby konkretnie oceniać te teksty. Jestem chyba na to „za malutka”. Mogę Wam jednak powiedzieć, że te reportaże się pochłania, czyta z przerażeniem, wypiekami na twarzy, wzruszeniem. Sam Szczygieł powiedział kiedyś, że „reportaże zostawiają nas z tym czymś, z czym zostawia nas wybitne malarstwo” – i ja się z tym całkowicie zgadzam. Rzeczywistość przedstawiona w tym zbiorze zakrawa o absurd. Zdecydowanie jestem w szoku po poznaniu tej prawdy o Polsce. Większość tych reportaży mówi o Polsce z czasów PRLu. O takiej Polsce, o której ja – urodzona w 1991 roku – nie mam bladego pojęcia. Tym bardziej cieszę się, że przeczytałam ten zbiór. Otworzył mi oczy, potrząsnął mną.
   
W tej antologii możecie poznać historię „Długu”, na podstawie której powstał znany film Krzysztofa Krauze, możecie przeczytać o ludziach żyjących serialami, o przemycie narkotyków w żołądku, o graniu na giełdzie, o Imperium Rydzyka, o modzie na siłownie, o disco polo, o początkach Centrum Handlowego Arkadia, o architekturze polskiej prowincji, o „trendsetterach” i „lansie”, o kulcie Amway’a, o człowieku z anulowaną pamięcią – który notabene stał się symbolem nauki życia od nowa w Nowej Polsce. Wyliczając dalej zapoznacie się z reportażem o dwóch mamach Jasia, o liście Wildsteina, o ZOMO; natkniecie się na niezwykle ciekawy reportaż stworzony z ogłoszeń prasowych, reportaż o Polakach na seks czasie, o podziemiu aborcyjnym, o rozkładzie edukacji, o księdzu geju, związkach homoseksualnych, o WTC.
     Nie jestem pewna czy nic nie ominęłam. Chciałam Wam tylko wyliczyć. O każdym z tych reportaży można by mówić z osobna. Waga każdego z nich jest inna. Jedne są cięższe i trudniejsze do przełknięcia, drugie nieco lżejsze. Po lekturze, tych w moim odczuciu najcięższych, najbardziej przerażało mnie, że przecież reportaż to opowieść o tym co wydarzyło się naprawdę. Nie ma w nim cienia fikcji literackiej. To jest właśnie rzeczywistość….
     Niezwykle wzruszający był dla mnie (UWAGA możecie się zdziwić) reportaż o księdzu geju zarażonym wirusem HIV  pt. „Wściekły pies” Wojciecha Tochamana. Kazanie, które układa sobie w głowie zrozpaczony kapłan jest niebywale szczerą spowiedzią, której słowa mogą oburzyć, zawstydzić, rozgniewać… a mnie wzruszyły. Choć na co dzień nie pałam sympatią do księży, szczerość Tego obudziła we mnie spojrzenie na Niego jak na (po prostu!) człowieka. Człowieka przestraszonego, grzesznego i samotnego. Wzbudził we mnie niespotykaną litość. Następny, który bardziej przykuł moją uwagę (pewnie z racji płci) to reportaż Lidii Ostałowskiej pt. „Bolało jeszcze bardziej” o polskim podziemiu aborcyjnym. Nie chce teraz opowiadać się za, czy przeciw… albo kiedy to wg mnie dopuszczalne, kiedy nie bardzo. Nie o to chodzi. Kobiety decydują się na aborcje z różnych (bardzo różnych!) powodów i nie mnie to oceniać. Najbardziej odrażające jest jednak to, w jakich warunkach i atmosferze się to odbywa. Ciarki na plecach!

Po przeczytaniu tej antologii moje zakochanie w dziennikarstwie i reportażu przerodziło się w prawdziwą miłość. Ogólnie mam bzika na punkcie książek – to prawda, ale czytanie tej, bardzo często, obrzydliwej prawdy jaką pokazują reportaże jest elektryzujące, przerażające i wzruszające. To uczucia, które rzadko udaje się wywołać innym gatunkom. Naprawdę gorąco polecam! Absolutnie każdemu. Chyba, że nie jesteście zbyt odważni aby poznać prawdę…

Nadal jestem zasypana masą książek, które chce przeczytać. Moja własna biblioteczka jest w dalszym ciągu przeze mnie nieokiełznana – co właściwie bardzo mnie cieszy. Okres urodzinowo- świąteczny dostarczył kolejnych zdobyczy, dodatkowo sama nie opanowałam się przechadzając się po Empiku. Także ja wkładam ponownie nos w książki (te czytane dla siebie, ale również potrzebne do napisania [O ZGROZO!] pracy licencjackiej), a Wy… róbcie co chcecie, byle dawało Wam to tak dużo – jak mi czytanie.
Ściskam!

Ps. Zwykle polecam Wam tylko książki czy artykuły w gazetach. Dziś jednak nie mogę powstrzymać się od podzielania się z Wami piosenką, która ostatnio wkradła się do mojej głowy i nie chce jej opuścić. To nie jest żadna nowość, a ze mnie żaden znawca muzyki... Jednak znawcą książek też się nie uważam, a jednak o nich do Was piszę. Więc:





Ta piosenka stała się dla mnie pięknym hymnem o byciu dobrym dla innych. Może i wy znajdziecie w niej inspirację...



Ż.O
(zaneta.obrzut@wp.pl)