wtorek, 9 kwietnia 2013

"I gdzie jest ten Bóg?"





„Ból też potrafi spętać skrzydła i uniemożliwić latanie (…). I jeśli będą spętane przez długi czas, zapomnisz, że zostałeś stworzony do latania.”


Od pewnego czasu zastanawiałam się jak przedstawić Wam tą książkę, abyście mnie dobrze zrozumieli. Obawiałam się (zresztą nadal się obawiam), że zaraz padną oskarżenia, że próbuje nawrócić, urobić na swoją stroną itd.. Od razu zastrzegam -  naprawdę nic nie próbuje. Przedstawiam Wam po prostu kolejną książkę, którą uważam za wartą przeczytania. Myślę, że to opowieść godna uwagi każdego – niezależnie od jego wiary lub jej braku. No ale do rzeczy…

Mackenzi Allan Phillips jest średnio-wierzącym mężem i ojcem trójki wspaniałych dzieci. W ostatni weekend wakacji postanawia zabrać dzieciaki nad jezioro Wallowa. Ostatniego dnia przyjemnego biwaku dwójka starszego rodzeństwa postanawia popływać kajakiem po jeziorze. Kiedy ich łódka wywraca się do góry nogami, Mack rzuca się na ratunek dzieciom, zostawiając swą najmłodszą córkę – Missy, na brzegu jeziora samą. Po krótkiej chwili, w czasie której udaje mu się wyciągnąć dzieci z wody okazuje się, że Missy zniknęła. Poszukiwania, w które angażuje się policja i wszyscy uczestnicy biwaku przynoszą zatrważający rezultat. Wszystko wskazuje na to, że mała córeczka Macka padła ofiarą seryjnego zabójcy.  W chacie na pustkowiach Oregonu policjanci odnajdują sukienkę, w którą ubrana była Missy i choć nie ma tam ciała dziewczynki, nikt nie ma już nadziei.


Cztery lata po brutalnym morderstwie Mackenzi dostaje dziwny list. Krótka wiadomość podpisana słowem „Tata” wydaje się być zaproszeniem na weekend w chacie, w której zginęła mała Missy. Mężczyzna decyduje się podjąć wyzwanie i przyjmuje zaproszenie, którego nadawcą wydaje się być sam Bóg. Po dotarciu na miejsce, Mack spotyka przesympatyczną trójkę, która za nic w świecie nie przypomina Trójcy Świętej. Wesoła murzynka o sporych gabarytach, żydowski robotnik i śliczna Azjatka to po kolei Bóg, Jezus i Duch Święty.

Po tym co spotkało jego córkę, Mack jest sceptycznie nastawiony do Boga i jego miłosierdzia. Nie jest w stanie pojąć, jak jest możliwe wobec miłości Boga to, że giną niewinni i bezbronni ludzie. Jest na Niego wkurzony, wątpi i nie rozumie. Właśnie dlatego, Bóg zaprasza go na weekend aby uświadomić mu dlaczego złe rzeczy spotykają nawet dobrych ludzi oraz to, że On kocha wszystkich w taki sam sposób. Ta wspaniała sesja terapeutyczna jaką Bóg funduje Mackowi przynosi mu spokój i napełnia go wiarą. Choć całość może wydawać się jednym wielkim zbiorem morałów, nie ma w niej pouczania i protekcjonalnego tonu. To historia, która sięga ponad podziały. Bóg jakiego poznał główny bohater, to Bóg jakiego chciałby spotkać każdy z nas. Mack uczy się, że to co spotkało jego córkę nie było żadną karą. Dowiaduje się jak niszczycielska jest siła instytucji i ile mitów o Bogu stworzył sobie człowiek. Dostaje od Boga proste wskazówki i rady, które koją jego serce.
Urzekło mnie jego własne podsumowanie, które kieruje do czytelników:

Większość z nas ma swoje smutki, nieziszczone marzenia, złamane serca i straty, swoją własną ‘chatę’. Modle się, żebyście znaleźli tę samą łaskę, którą ja znalazłem, i żeby obecność Taty, Jezusa i Sarayu napełniła waszą wewnętrzną pustkę nieopisaną radością i chwałą.”

Wiem, że ludzi, którzy kompletnie nie wierzą w Boga w ogóle nie przekonałam do przeczytania tej książki. Wszystkim, których drażni instytucja kościoła, bądź sami już nie wiedzą czy On jest czy też Go nie ma, bardzo gorąco polecam! Bo to historia, którą czyta się jak modlitwę. Historia, której poznanie działa lepiej niż spowiedź.
Dodatkowy plus dla książki Williama P. Younga jest oryginalne podejście do tematu! Znacie książkę, która w podobny sposób opisuje relacje człowieka z Bogiem?

Ps. Wiem, że to duży dysonans, ale czytam teraz słynnego, przepełnionego erotyzmem (ah, jak to delikatnie ujęłam) Greya. Jestem pod koniec drugiej części. Jak skończę to może niekoniecznie napiszę dla Was recenzję (książka jest już chyba zbyt znana), ale chętnie napiszę Wam co o tym całym seksualnym rozpasaniu sądzę.

Pozdrawiam!
Żaneta