środa, 21 listopada 2012

Miłość to obietnica, miłość to souvenir



„Każdy powinien pilnie zważać, dokąd ciągnie go serce, po czym wybrać tę drogę i trzymać się jej ze wszystkich sił.”

            Właśnie ten cytat z kolejnej książki jaką chciałabym Wam przedstawić i polecić, zasłużył wg mnie najbardziej na umieszczenie go na wstępie. Dążenie ze wszystkich sił do tego, czego pragniemy, co czujemy i za czym tęsknimy jest w dzisiejszych czasach bardzo trudne. Mimo to nadal ogromnie istotne. Przecież nikt z nas nie chciałby stać kiedyś na progu śmierci i żałować utraconych szans na szczęście….
„Souvenir” to literacki debiut Therese Fowler. Podsunęła mi go przyjaciółka. Pożyczając mi tę książkę powiedziała tylko: „Na pewno będziesz płakać, bo nawet ja na końcu się popłakałam”. „Nawet ja” miało oznaczać, że nie zdarza jej się zbyt często i bez powodu ronić łzy. W naszej relacji to ona zdecydowanie jest Rozum, a ja Serce. Połknęłam tą książkę w mgnieniu oka, przeżywając każdy kolejny rozdział bardziej i bardziej… ale do rzeczy!

            Meg Powell to mieszkająca w Ocala ginekolog- położnik, która - mogłoby się wydawać - ma wszystko. Satysfakcjonująca praca, porządny i zaradny mąż, pozornie grzeczna i obdarzona talentami córka – Savannah. To "wszystko" pozbawione jest jednak najważniejszego – szczęścia.
Kobieta siedemnaście lat temu poślubiła bogatego bankiera Briana Hamiltona, aby pomóc swojej rodzinie. Mężczyzna zgodził się w zamian za jej rękę anulować dług hipoteczny, jakim była obciążona farma jej rodziców. Podejmując ten drastyczny krok Meg rezygnuje ze szczęścia, jakim miało być spędzenie całego życia z jej jedyną i największą miłością Carsonem McKayem – ubogim synem sąsiadów. Ostatnią noc przed ślubem kobieta spędza z ukochanym, raniąc tym dogłębnie siebie i jego.
Próbując zrekompensować sobie brak miłości w małżeństwie, Meg zatraca się w pracy. Klinika i wychowywanie córki to jedyne, co nadaje sens jej życiu. Jednak zaangażowanie w prace zaczynają utrudniać jej niepokojące objawy – krótkotrwały paraliż ręki, a następnie również nogi. Gdy objawy nasilają się, Meg odwiedza neurologa. Diagnoza raz na zawsze zmienia bieg jej życia. Okazuje się, że cierpi na stwardnienie zanikowe boczne – chorobę Lou Gehriga. Będąc absolwentką medycyny Meg doskonale wie, że zanik mięśni prowadzi do nieuchronnej, pozbawionej godności śmierci. Bohaterka tylko początkowo wpada w panikę, którą zastępuje gotowość do działania. Postanawia wykorzystać czas względnej sprawności: chce odbudować zaniedbaną przez pracę relację z dorastającą córką i…. odzyskać utraconą miłość.
            W między czasie autorka książki pozwala poznać nam Carsona McKaya, który jest obecnie wielką gwiazdą rocka. Pomimo tylu lat nigdy nie wyleczył się do końca z dawnej miłości. Jego uczucia obecne są w komponowanych przez niego utworach. Choć bycie rockmanem zapewniło mu luksus, sławę i dostęp do pięknych kobiet – on nigdy nie potrafił się zaangażować. Również teraz, pomimo zbliżającego się ślubu, nie umie w pełni odwzajemnić uczuć młodziutkiej surferki Val.
Nagłe spotkanie Meg i Carsona budzi uśpione uczucia. Kobieta stojąca u progu śmierci nabiera odwagi aby żyć i umierać w zgodzie ze sobą. Próbując zbliżyć się do córki odkrywa jej nastoletnie problemy. Pisze dla niej wzruszający dziennik w celu przekazania jej swej życiowej mądrości. Czy uda jej się wykorzystać pozostały czas i być szczęśliwą…?
            Nie bardzo chciałabym zdradzać Wam więcej, ponieważ odbiorę przyjemność czytania (oczywiście o ile ktoś sięgnie po „Souvenir”). Książkę czyta się lekko a dostarcza ona tylu emocji, skłania do przemyślenia swojego życia, wzrusza. To piękna historia kobiety, która kochała wielką, płomienną miłością, ale musiała z niej zrezygnować – poślubiła innego. Myślę, że niejedna z nas odnajdzie w tym część siebie. Choć wątek może wydawać się banalny i oklepany nie jest to jedynie historia o miłości. To studium człowieka zmagającego się ze śmiercią i próbującego rozliczyć się z przeszłością, przed którą bardzo ciężko uciekać w nieskończoność. W czasie lektury nasuwa się na myśl mnóstwo pytań dotyczących naszego własnego życia. Nie są to pytania natury romantycznej, a głęboko egzystencjalnej.
Urzekło mnie pokazanie przez „Souvenir”, że (wiem jak absurdalnie to zabrzmi) wyrok śmierci może być impulsem do skierowania naszego życia na właściwy tor. Choćbyśmy tego życia mieli przed sobą już bardzo niewiele… Jednocześnie jest to ostrzeżenie – żyjmy w zgodzie ze sobą i nie czekajmy na tak drastyczne impulsy.
Wielkie brawa dla autorki! Dawno nie czytałam tak emocjonalnej książki dotykającej szerokiej gamy życiowych problemów.

Zdecydowanie polecam,
(Żanett Kaleta ;-))
Żaneta
Ps. Z braku czasu dorwałam dopiero dziś najnowszego Newsweeka, ale jak tylko go zlustruje(;-)) to dam Wam znać czy jest coś ciekawego!
Ps2.  A obecnie zaczytuje się w najnowszym Wiśniewskim, wyglądając przy tym jak na obrazku obok ^^.



Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz